„Będąc w szpitalu dużo myślałam jak będą traktować mnie w domu, a może nawet i będą brzydzić się i jak ja będę się czuła wobec zdrowych bo w szpitalu to było takicj jak ja dużo……Po wyjściu ze szpitala do domu, w domu przyjęli mnie bardzo dobrze. Wszyscy się do mnie garnęli. Nie przeszkadzało im moje odkrztuszanie. Myślałam, że jak będę gotować obiad czy robić jakieś ciasto tp brzydzić się jeść, że nie będzie im ono smakować. A oni były szczęśliwe, że ja wróciłam, że będzie normalny obiad.”.
Janeczka w książce „Humanitarny wymiar cierpienia.” Magdalena Kowalczuk, 2000r. Białystok
„Nadszedł dzień mego wyjścia z kliniki, dzień rozpoczęcia nowego życia. Przyjechali mnie odebrać małżonka z synem….Wrócilem do domu jakby „z duszą na ramieniu”i natrętnym pytaniem „.”w mózgownicy” – co będzie w jakimś nagłym przypadku gdy nie będzie pod ręką lekarza specjalisty?. Oj, z jakim rozrzewnieniem wspominam dzisiaj zachowanie żony i syna w ciągu pierwszych dni mego pobytu w domu. Wchodziłem do łazienki , oni za mną – co się dzieje?....Odrobina krwi na rurce – już propozycja wyjazdu do lekarza!. Sam nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić, jak postępować?. Coraz większe przekonanie, że jest dobrze, że jest to normalne, uspokajało nas wszystkich.”
Andrzej w książce „Humanitarny wymiar cierpienia" . Magdalena Kowalczuk 2000r, Białystok
„ Żona , po rozwodzie wyszła znowu za mąż. Byłem sam.
Spotkałem się z moją dawną przyjaciółką, która mimo upływu lat nie straciła na atrakcyjności.,a z którą przeżyłem dużo przyjemnych chwil. Zaczęliśmy przypominać sobie dawne dawne pieszczoty…..Nagle nie wiadomo skąd wzięła się myśl, czy potrafię sprostać jej wymaganiom, czy doprowadzę ją do szczytu rozkoszy? Niestety, po raz pierwszy nie doszło do spełnienia. Pozostał tylko jej śmiech.
Poznałem Ewę.
Oczywiście powiedziałem jej o moim niepowodzeniu i po naszych rozmowach na ten temat doszliśmy do wniosku, że jednak, aby doszło do zbliżenia – potrzeba trochę czasu, aby poznać swoje ciała, swoje możliwości, uczucie spełnia też dużą rolę no i zaufanie, które w moim przypadku jest bardzo ważne..
Nie wiem jak zostaną przyjęte moje bardzo osobiste przeżycia. Ale chcę pokazać na swoim przykładzie, że takich osób jak ja jest bardzo dużo i pomimo kalectwa potrafimy kochać i jesteśmy kochani”.
Zbyszek „Czy tylko…głos utracony i odzyskany?" Magdalena Kowalczuk, B-stok 1997r
„Jestem wdzięczny za to, że żyję. Cieszę się z tego, że mam szansę nauczyć się żyć, a nie umierać z powodu nowotworu... Jestem zadowolony przyjmując dzień jako wspaniały niezapomniany cud, niezwykły dar dany mi, aby go chłonąć i cieszyć się nim, jak tylko potrafię.” /Bernie Siegel „Żyć, kochać uzdrawiać”/
„Dojrzewam duchowo i widzę, że to nadaje wartość naszej ziemskiej szamotaninie. Gdybym nie rozwinęła się duchowo, odeszłabym już dawno. Teraz jednak widzę jego związek z tym, co myślę o życiu, a sądzę że przebiega ono na wielu, wielu płaszczyznach. I jest jeszcze coś- miłość, którą czerpię ze swojego duchowego rozwoju, jako wartość trwała i nigdy nie ustająca.” /B. Siegel „ Żyć, kochać, uzdrawiać”/ .
Kiedy dusza cierpi ...Zaczynamy stawiać wtedy pytania dotyczące przyczyn istnienia; pojawia się świadomość własnej śmiertelności; ogromna chęć zrobienia czegoś prawdziwego i sensownego zanim odejdziemy. Rozpoczyna się wędrówka do serca , umysłu, którą oświetla pełne miłości światło. Doświadczamy czegoś spoza doznań wcześniejszych i nagle staje się wszystko klarowne, jasne: nasze miejsce w świecie, wśród innych ludzi, cel życia, cel choroby. Duchowość doświadczenia przekłada się na życie. Sprawia, że rodzimy się na nowo. Możemy przeżyć największy ból , ponieważ mamy w sobie stałe źródło odnowy.
pisany podczas terapii w grupie Berni Siegela jakieś 10 lat temu.
" Gdybym miała życie przeżyć raz jeszcze
Próbowałabym popełnić więcej błędów.
Odpoczywałabym, byłabym bardziej giętka i szalona niż w czsie tej wędrówki.
Wielu spraw nie traktowałabym tak poważnie, wykorzystywałabym więcej okazji, odbywałabym więcej wycieczek, zdobywałabym więcej szczytów, przepłynęłabym więcej rzek i obejrzała więcej zachodów słońca….
Jadłabym więcej lodów a mniej fasoli. Martwiłby mnie bardziej rzeczywiste kłopoty, a mniej powstałe w wyobrażni. Wierzcie mi, byłam jedną z tych osób, które żyły profilaktycznie, racjonalnie i zdrowo.
Godzina po godzinie, dzień po dniu.
Och, miałam swoje chwile
I gdyby przyszło mi je wszystkie przeżyć
Znowu miałabym ich więcej.
W rzeczy samej nie próbowałam uzyskać niczego
Poza nimi, jedną za drugą
Zamiast przeżywania tak wielu
Danych mi lat, przed moim dniem.
Jestem człowiekiem, który nigdzie nie wyruszył
Bez termometru, butelki z gorącą woda, płynu do płukania gardła
Płaszcza od deszczu i spadochronu ( gdybym podróżowała z Bobki dodałabym magnetofon, żelazko i suszarkę do włosów).
Gdyby dane mi było wyruszyć znowu w podróż
Mój bagaż byłby lżejszy, dużo lżejszy niż teraz.
Zaczynałabym chodzić boso wczesną wiosną
I czyniłabym tak do póżnej jesieni
I odbywałabym więcej radosnych przejażdżek,
I zdobyłabym więcej złotych pierścionków,
I pozdrowiłabym więcej ludzi,
I zerwałabym więcej kwiatów,
I tańczyłabym częściej.
Jeżeli tylko mogłabym to robić raz jeszcze,
Ale widzicie, nie mogę…”
Wiadomo było trudno. Fakt. Piszmy o tym, nie po to, by "przerabiać "jeszcze raz, ale by dawać info i NADZIEJĘ innym, że to minie. Nie są sami. Ich przeżywanie nie jest czymś wyjątkowym choć ...jednak jest. Pokaż swój sposób przeżywania choć ...każdy ma swój. Może Twoje słowa będę TYMI dla kogoś, może likwidującymi jego samotność i brak sił?
stajemy każdego dnia. Wszyscy. Ważne jest jak zmieniamy się i czy jest nam dobrze w nowej "skórce", czy nie uwiera?. A jeśli uwiera to czy podejmujemy trud poprawy?. Wiadomo, przyzwyczajenie jest drugą naturą. Jeśli jednak WSZYSTKO w życiu zmienia się więc na zmianę swego wizerunku "przed lustrem" jesteśmy skazani.
są oczy naszych najbliższych, przyjaciół i przeglądamy się w nich ..jak w lustrze. Bywają przysłowiową kropką nad "i" dla naszej samooceny po przejściach - gdy zaczynamy żyć. Dobrze jest mieć choć jedno takie lustro , a nie krzywe zwierciadło. Moja refleksja z 2 dniowych rozmów o powiernictwie w nadziei.
Często wracam pamięcią do książek ks. Józefa Tischnera , w których pisał , że nasza nadzieja domaga się powiernika. Ważny jest nasz wybór: komu powierzymy miejsce obok siebie, by w nią wkroczyć. Jakie cechy musi spełnić taka osoba, abyśmy z nią w nadzieję wkroczyli. Piękne rozważania i jakie trudne. Dlatego, że trudne to piękne właśnie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum